Słów kilka o DNS
Nazwa niby wszystkim dobrze znana, nie każdy do końca wie “co one robią”, ale na wszystkich serwisach newsowych pojawiła się informacja, że google uruchomiło publiczne DNSy . W trzech słowach DNSy, to takie komputery które zamieniają nazwę domenową (czyli np. jasinski.us) na adres IP serwera na którym się strona znajduje. Dla bardziej dociekliwych polecam lekturę o DNSach na Wikipedii. Reguła jest prosta – każdy korzysta z jakiegoś serwera DNS, chociaż pewnie o tym nie wie. Zasadniczo nie musi, gdyż każdy dostawca ma swoje DNSy które umożliwiają korzystanie z internetu. Pytanie więc jest następujące – czy warto kombinować ?
Odpowiedź jest typowa dla każdego analityka finansowego: to zależy. Zależy od tego czy jest nam to potrzebne, czy chcemy żeby było “szybciej” niż się da, albo… czy lubimy się bawić. W ramach eksperymentu polecam zmianę DNSów. Efekty mogą nie być widoczne gołym okiem, chooociaż…
W Windowsach o ile mnie pamięć nie myli, robiło się to we właściwościach połączenia sieciowego, gdzieś w okolicach ustawienia serwerów IP.
Na MACu ścieżka jest prosta: Preferencje systemowe -> Sieć -> Zaawansowane na odpowiednim połączeniu sieciowym i zakładka DNS.
No dobra, ale co z tego że są różne serwery DNS i mają ileś tam usług, skoro nie wiadomo który serwer będzie najszybszy. Z pomocą przychodzi nam bardzo fajny program, o wdzięcznej nazwie namebench . Program pozwala sprawdzić wydajność i szybkość najbliższych i najbardziej popularnych serwerów DNS i wybrać dla nas najlepsze. Na koniec dostajemy ładny raport i odpowiedź na pytanie – który serwer wybrać.