Utrapienia internauty

Ostatnio ciągle brakuje mi na wszystko czasu, co za tym idzie wpisów na blogu też nie ma za wiele. Postanowiłem w ramach relaksu ponarzekać trochę na oprogramowanie, właśnie to internetowe.

Jego największą wadą i zaletą są… automatyczne aktualizacje. Uruchamiam FireFoxa – 20 nowych updatów, uruchamiam wordpressa – 5 nowy updatów, coś nowego do Chrome, nowa wersia Adium itp, itd. Zamiast normalnie korzystać z programu czy aplikacji, robię wieczny update wszystkiego. W sumie mogę nie robić updatów, ale… jest to niebezpieczne, o czym przekonałem się przy okazji roundcuba, gdzie mała luka w starej wersji obciążyła mi poważnie serwer przez amatorów darmowego wysyłania listów. Także… i tak źle i tak nie dobrze.

Kiedyś gdy “nie było” internetu 😉 człowiek ściągał albo dostawał nową wersję programu i było to “wydarzenie” – teraz ? Wieczne utrapienie. Poprawki wnoszące niewielkie zmiany, albo małe “bug-fixy” któych i tak nie widać.

Pozostaje mi jedynie klikać “yes”, “tak”, “upgrade” i liczyć na to, że kolejne wersje będą na tyle dobre i bezpiecznie, że nie tzeba będzie je upgradować co tydzień.